Pomagaj z Szymonem!

Pomagaj z Szymonem!

czwartek, 26 czerwca 2014

A jednak dziewucha!

Córka, córeczka, córunia...
Dziewucha, dziewczynka, dziewczyneczka :-)
25 cm i 371g- taki kawał baby noszę pod sercem :-)
Jestem szczęśliwa i teraz już chyba się nie oprę by nie kupić jakiejś sukieneczki :-)

USG wyszło bardzo dobrze, 45 minut mogłam oglądać swoją kruszynkę (razem z Mamą i Synem, tak się biedny rozpłakał, że mam sama wejść do gabinetu, że go pożałowałam i razem z nami oglądał swoją siostrę) jak fika nóżkami, połyka wody płodowe, pociera pięścią o czoło. 
Moje słodkie maleństwo :-)

Dostałam 7 zdjęć na pamiątkę i mnóstwo pozytywnej energii, wszystko jest w jak najlepszym porządku, blizna po cięciu na macicy jest tak maleńka jakby jej w ogóle nie było i z mojej strony nie ma przeciwwskazań do porodu naturalnego :-)
Oby tylko malutka chciała współpracować ze mną i z Bożą pomocą będzie mi dane urodzić tak jak sobie wymarzyłam- siłami natury :-)

Dobrej nocy i kolorowych snów :-) 

środa, 25 czerwca 2014

Połowa już za nami.

20 tygodni
Połowa ciąży już za mną.
Niewiarygodne jak ten czas szybko leci. 
Coraz ładniejsza pogoda i ruchliwy dwulatek to główni sponsorzy nieobecności na blogu.

Dziś byłam na usg połówkowym. Wyszłam z niego rozczarowana i wściekła. Dlaczego?
Z kilku powodów. Po pierwsze badanie trwało, łącznie z wejściem i wyjściem, 10 minut. Po drugie lakoniczne na koniec "serce w porządku, brzuszek w porządku". Po trzecie gdybym nie spytała o płeć i wagę to bym się nie dowiedziała. Co do płci nadal nie jestem pewna bo "chyba dziewczynka" jakoś średnio mnie przekonuje.
Nie byłabym tak zła i zawiedziona gdyby nie to, że lekarz wykonujący badanie ewidentnie odwalił chałturę. Do tego samego lekarza poszła na usg siostra Męża i kuzynka- obie trzymał prawie godzinę, policzył paluszki, sprawdził czy dzieciaczki nie mają rozszczepu wargi, opowiadał całe badanie co widać na ekranie ("tu paluszki, tu serce, tu nóżka, tu siusiak") i był miły. Jedyną różnicą między mną a nimi był fakt, że ja to badanie miałam za free na NFZ a one zapłaciły. Badanie robione na tym samym sprzęcie, w tym samym gabinecie prywatnej kliniki, ten sam lekarz i dwa odmienne podejścia...widać, że dla niego liczy się tylko kasa kasa kasa. Przykro mi było jak cholera. 
Nie liczyłam, że się będzie roztkliwiał nad widokiem rączek czy serca, nawet nie liczyłam, że będzie mnie trzymał godzinę, ale oczekiwałam trochę dokładniejszego i dłuższego badania. I informacji jak długie jest dziecko, ile waży, czy jest w normie wszystko, że pomierzy przepływy.

Z tego wszystkiego popłakałam się w domu. I umówiłam się na prywatne badanie usg do ginekologa, który prowadził mnie pod koniec mojej pierwszej ciąży i robił mi cięcie. 200 zł piechotą nie chodzi, ale mi nie wystarczy informacja, że serce i brzuszek w porządku (w przeciwieństwie do Męża)- potrzebuję więcej informacji. Mężowi się nie podoba pomysł płatnego usg lecz nic się nie odzywa bo pewnie doszedł do wniosku, że ja i tak zrobię jak będę chciała (a spokój ciężarnej najważniejszy).
Docent jest co prawda człowiekiem trochę gburowatym, ale konkretnym, sam wszystko mówi i tłumaczy na bieżąco (nie trzeba dopytywać), rozwiewa wątpliwości, widać, że wie o czym mówi (kiedyś mojej mamie wytłumaczył konieczność badania tolerancji cukru, jakie powikłania miały dzieci zanim wprowadzono obowiązkowe badanie obciążenia glukozą i to nie jedyna ciekawostka, którą mnie uraczył). I przede wszystkim jest opanowany i spokojny, jego spokój się udziela wszystkim.

Dzisiejsze usg zamiast mnie uradować bardzo mnie zasmuciło przede wszystkim podejściem lekarza, którego kompetencje i chęć do pracy wzrastają wprost proporcjonalnie do ilości gotówki. A czym ja się różnię od pacjentek prywatnych? Tym, że korzystam z NFZ bo zwyczajnie mnie nie stać na prywatne wizyty? Gardzę takimi ludźmi, dla których pieniądz jest najważniejszy i im więcej się zapłaci tym lepiej swoją pracę wykonują. Nikt nie każe za darmo nikomu pracować ale zwłaszcza w pracy lekarza liczyć się powinien przede wszystkim człowiek, bez względu na to czy ma pieniądze czy jest biedny.
Do tej pory spotykałam lekarzy z powołania, przyjmując mnie czy Syna na NFZ byli sympatyczni i kompetentni. Mój poprzedni ginekolog (prowadzący pierwszą ciążę) traktował nie tak samo bez względu na to czy byłam na wizycie w prywatnym gabinecie czy w przyszpitalnej przychodni. 

Mam nadzieję, że jutrzejsze badanie skutecznie poprawi mi humor na resztę ciąży i będę mogła się pochwalić jak duże mam dziecko i co noszę po sercem.