Za długo było dobrze.
W niedzielne (8-ego) popołudnie złapał mnie ostry ból w dolnej lewej części pleców. Do tego stopnia, że wymiotowałam i prawie mdlałam.Wezwane pogotowie stwierdziło ostry atak kolki nerkowej, dali mi tylko no-spę bo ponoć przy karmieniu nic innego nie wolno. Niestety po dwóch godzinach ból się wzmógł i trafiłam na SOR z mężem. Z dziećmi została teściowa (dobrze, że ktoś mieszka tak blisko).
Na SORze zeszła nam cała noc (kolejek o dziwo nie było ale bardzo długo trzeba czekać na wyniki).
Po otrzymaniu wszystkich wyników (od krwi poprzez usg, RTG i na końcu tomograf) w poniedziałek rano lekarz chciał mnie zatrzymać na oddziale bo mi kamień utknął. Ja w panice odmówiłam bo co z dziećmi...Syn spał jak wyjeżdżaliśmy, Córce mleka nie naściągałam. Umówiłam się, że przyjdę we wtorek rano. Synowi wytłumaczyłam, Córze mleko załatwiłam (dzięki Bogu Męża siostra i kuzynka karmią więc użyczyły nam swoich zapasów).
Połowę nocy z poniedziałku na wtorek spędziłam płacząc nad ssącą pierś Córą. Bałam się cholernie ją i syna zostawić. Bałam się, że nie wrócę...taki irracjonalny lęk o los dzieci...rozpacz...
We wtorek z uśmiechem pożegnałam Synka, wyściskałam Malutką i pojechaliśmy...znów łzy w samochodzie...
Uśmiech przez łzy towarzyszył mi cały trzydniowy pobyt. Byłam zazdrosna o to, że teściowa może tulić moje dzieci, nawet o moją mamę, że może się nimi zajmować...Na szczęście miałam trzy towarzyskie panie na sali, z którymi można było porozmawiać.
Najbardziej się bałam o to, że Córka gdy pozna butelkę (co prawda z moim i zdobycznym mlekiem wystarczyło na tyle by nie musieć dokarmiać jej mm) odrzuci pierś a moja laktacja się zmniejszy bo laktator nie pobudzi tak jak ssące dziecko.
W czwartek powitał mnie Syn z radosnym okrzykiem na twarzy, za chwilę obudziła się Córa. Jej uśmiech na twarzy, przyssanie się do piersi były najlepszym wynagrodzeniem za ten czas rozłąki.
Niestety moja przygoda z urologią się jeszcze nie skończyła, raczej zaczęła.
Mam nadzieję, że nie będę musiała więcej opuszczać swoich dzieci (póki małe).
One to przeżyją, gorzej ze mną.
Ja kiedyś także przeżyła podobną sytuację. najgorsza ta rozłąka z dziećmi i ciągle myślenie o nich. Pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia
OdpowiedzUsuń