Pomagaj z Szymonem!

Pomagaj z Szymonem!

środa, 17 kwietnia 2013

Radość

Dzień minął według naszego stałego harmonogramu. Na szczęście pogoda dopisuje i można dłużej spacerować. Na szczęście bo w domu to chwilami zwariować można, zwłaszcza jak Szkodnik włazi tam gdzie mu nie wolno :-) I robi porządki w szafkach kuchennych, po wybebeszeniu wszystkich półek przenosi się do pokoju i przestawia zabawki, ściąga poduszki z kanapy na podłogę, otwiera szafki i też wszystko wyciąga. Bo mój Syn uważa, że tak ciekawych przedmiotów jak toster, foremki do ciastek i puszki z psim jedzeniem nie można chować w szafkach i zdecydowanie lepiej wyglądają na środku kuchni lub pokoju :-)
No ale ja nie o tym :-)
Przed kąpielą Mały zaczął samodzielnie wstawać bez trzymanki :-) I patrzył czy ja widzę i czy mi to odpowiada :-) Jak tylko zobaczył mój szeroki uśmiech i radość sam się rozchichotał i powtórzył całą operację z 20 razy :-) Potem, ku mojej uciesze, sam zrobił 2 kroki do mnie :-) I z radością powtórzył to kilka razy. Jestem przeszczęsliwa i dumna z mojego Syneczka bo próbował aż mu się udało. Podziwiam jego upór i cierpliwość w zdobywaniu celu :-) Obyśmy my, dorośli, mieli tyle samozaparcia w dążeniu do ustalonych celów.
Wiem, że 15 miesięcy to dość późno jak na pierwszy krok ale widziałam, że się rozwija harmonijnie i niczego nie przyspieszałam. Mój Syn sam zaczął się turlać (już od tego momentu, czyli 5 miesiąca życia, całe mieszkanie było jego:-) ), potem czołgać a raczkować nauczył się dopiero jak miał 11 miesięcy :-) Ja zawsze powtarzam, podobnie jak nasza pediatra, że na wszystko przyjdzie czas i niczego nie da się przyspieszyć ani przeskoczyć. I moja cierpliwość została dziś wynagrodzona :-)
Swoją drogą, dopóki nie zostałam matką, nie wiedziałam, że matka może cieszyć się AŻ TAK z sukcesów (nawet tych najmniejszych) swojego dziecka. I zrozumiałam, że sukcesy dziecka bardziej cieszą niż swoje własne bo od momentu poczęcia to dziecko staje się najważniejsze w życiu. Przynajmniej na kilkanaście lat. Bo czy to, co najczęściej robimy to robimy dla siebie czy z myślą o dziecku? Bo nawet idąc na jakiś kurs lub oddając się pasji robimy to by dziecku było lepiej (w pierwszym przypadku- podnosimy swoje kwalifikacje więc możemy liczyć na profity finansowe, w drugim przypadku- szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko, jak robimy coś dla siebie i jesteśmy zadowolone to dziecko odbiera nasze pozytywne emocje i też ma takie same odczucia :-) ).
Nie powiem, chwilami męczy mnie "siedzenie" w domu (wiemy jakie to jest siedzenie- pranie, prasowanie gotowanie, sprzątanie...) i te frustracje przenoszę nieraz i nie dwa na Syna. Bardzo tego żałuję i pracuję już nad sobą. Jak czuję, że się "duszę" w domu to jadę do mamy na klika dni. Z Synem rzecz jasna, ale babcia lubi bawić się z wnuczkiem więc mogę trochę od niego odpocząć (i od prac domowych też :-)). Szkoda, że do emerytury babci jeszcze taaak daleko i nie może się zająć Bąblem. Właśnie przez te męczące siedzenie w domu poszłam na kurs kadry i płace, w wakacje wybieram się na prawo jazdy. Dzięki moim rodzicom i Mężowi mogę te swoje "fanaberie" realizować (finanse+opieka nad Młodzieńcem), żeby całkiem nie zwariować. Wakacje u mamy, kurs i sukcesy Syna dodają mi skrzydeł. Zwłaszcza te ostatnie dają mi kopa do działania :-)
Z tym miłym akcentem zostawiam Was do następnej notki :-)
Dobranoc :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz