Pomagaj z Szymonem!

Pomagaj z Szymonem!

piątek, 13 września 2013

Karmienie piersią- moja mleczna droga i (nie)pomoc innych ludzi.

Karmię piersią. Jeszcze. Tak mam świadomość, że mój Syn ma już (dla mnie tylko ) 20 miesięcy. Że to duży (taaa jasne...) facet, kumaty, idzie się z nim dogadać (ja po polsku on po swojemu). Ale od początku...

Już od początku ciąży (a być może i wcześniej) wiedziałam, że będę karmić piersią. Bo to fajne, naturalne i kropka. Przed porodem z pantałyku zbiła mnie położna, która badając moje piersi stwierdziła, że mam mało kanalików mlecznych i mogę mieć kłopoty. Na szczęście były wspaniałe położne w szkole rodzenia, które podniosły mnie na duchu i znów wierzyłam w swoje. Nie jest tajemnicą, że Młody narodził się cięciem cesarskim (o tym może kiedy indziej :-) ) więc ze startu mieliśmy mniejsze szanse (bo tak jakoś bywa...) ale dostałam Syna już w godzinę po narodzinach i dzięki znieczuleniu podpajęczynówkowemu mogłam go nakarmić :-) Wrażenia niesamowite- tak sobie leżał przy cycu, usiłował się zassać i patrzył mi głęboko w oczy. Matki wiedzą jak głębokie i porywające jest spojrzenie świeżo narodzonego człowieka. 

W szpitalu, dzięki kochanej położnej laktacyjnej, udało się przystawiać ssaka do piersi (zwłaszcza tej z płaską brodawką). Jedna brodawka (ta płaska) była tak pokaleczona, że chwilami płakałam z bólu. Bardzo pomagała (w negatywnym sensie) młodziutka położna, która zabierała maluchy do badań- potrafiła dokarmić dziecko nie informując matki o tym A matka potem zżyma się i wkurza i martwi, że pora karmienia dziecięcia jest a ono zamiast radośnie zasysać cyca (lub przynajmniej kwilić z głodu) śpi w najlepsze. I żadne przewijanie, rozbieranie, łaskotanie nie działało. W końcu przy którymś razie wkurzyłam się i ją zawołałam i mówię jaka sprawa (że przesypia kolejne karmienie, że boję się, żeby nie spadł z wagi etc.) a ta bezczelnie odpowiada, że mi dziecko nakarmiła przed chwilą bo ona mu krew pobierała i nie chciała, żeby płakał. Byłam niemiła (po raz pierwszy!) i z jadem w głosie podziękowałam za przysługę. Zaznaczyłam przy tym, że nie życzę sobie dokarmiania o ile nie będzie zaleceń lekarskich bo ja chcę sama. Potem jeśli zabierała Małego na ważenie czy inne badania mówiłam, że właśnie jadł albo, że będzie jadł za 30 min. I wtedy przywoziła dziecię lekko zapłakane. Bo kurde ja wrócę do domu i tam nie będzie mleka modyfikowanego ani butelki (celowo nic nie kupowałam, żeby nie kusiło) a ja chcę sama wykarmić swoje dziecko. Poza tym moje piersi wołały ssaka bo laktacja ruszyła pełną parą.

Od samego początku przygody z Synem byłam pewna swego, nie wiem skąd mi się wzięła ta pewność (jestem raczej typem niezdecydowanym i często zmieniającym zdanie, niepewnym) ale nie słuchałam nikogo, że dziecko jest głodne bo płacze a ja mam za chude mleko. Nie dałam sobie tego wmówić. Moje mleko bylo zawsze w sam raz :-) 

Do momentu ukończenia roku przez Młodzieńca wszyscy bez wyjątku akceptowali moje karmienie i popierali. Potem jak za czarodziejską różdżką moje babcie (znaczy jedna moja i jedna Męża :-) ) zaczęły przypuszczać na mnie swoiste "ataki". Moja aluzjami- robi "wstyd" dla Dziecięcia mego, że niby jest za duży na cycę. Mężowska babcia wprost- że moje mleko jest już mało wartościowe (ciekawe sprzed ilu lat ma te informacje?), że ona odstawiała dzieci już po roku (jak było kolejne w drodze to nie dziw...), że jest za duży na ssanie piersi itp. Moje tłumaczenia, że mleko jest tak samo dobre jak na początku, że tak czy siak w tym wieku musiałby pić sztuczne mleko (którego nie tknie- próbowałam dawać) nie działają. Kończy tylko dyskusję jedno zdanie- że ja to lubię, Syn potrzebuje takiej bliskości i basta.I najważniejsze- Mąż mnie w tym karmieniu popiera :-)

I co najciekawsze- pomimo, że wiele razy zdarzyło mi się karmić w miejscu publicznym (na przystanku, w poczekalni u lekarza, w knajpie) nikt nigdy nie patrzył na mnie krzywo, nikt nie czynił złośliwych czy przykrych komentarzy a wręcz przeciwnie. Być może działo się tak dlatego, że starałam się wybierać miejsca ustronne, zarzucałam pieluchę lub szalik na ramię i dziecko. I nie przejmowałam się, że komuś to może przeszkadzać i uzna za "mało apetyczne". Cóż piersi zostały stworzone raczej najpierw do karmienia niż do zaspokajania seksualnych pragnień i jeśli kogoś to brzydzi to mam jedną radę ze znanej społecznej kampanii promującej karmienie piersią: 
NIECH SIĘ WSTYDZI TEN, CO WIDZI!

Bo ja kocham karmić swoje dziecko- uwielbiam obserwować jak ssie, uwielbiam jak się do mnie przytula taki cieplutki i mięciutki, jak postękuje z wysiłku. Jest wtedy po prostu BOSKI! :-)
Kolejne dziecko też będę karmić. To więcej niż pewne :-)

źródło: http://weblog.infopraca.pl/2010/09/karmienie-piersia-w-pracy/


1 komentarz:

  1. Amen

    P,S. Ja tam Ci zazdroszczę i uwielbiam patrzeć się jak T. dudni ten swój nektar. Jest przy tym nieziemsko słodki

    OdpowiedzUsuń