Pomagaj z Szymonem!

Pomagaj z Szymonem!

piątek, 28 lutego 2014

Wzór rodzica

Zastanawialiście się kiedyś skąd czerpiecie wzór rodzicielstwa?
Mi się wydawało, że ja czerpię głównie z książek psychologicznych, porad psychologów, kilku znajomych rodzin, które uważam, że są fantastyczne bo rodzice potrafią z pomysłem i humorem pokierować 3 córkami.
Właśnie.
 Wydawało mi się.
Bo w chwili kryzysu wychodzi, że (pomimo zdobytej wiedzy tłuczącej się gdzieś z tyłu głowy) jednak to nasi rodzice są naszym głównym wzorem rodzicielstwa.
Przynajmniej u mnie.
I zamiast postępować prawidłowo powtarzamy błędy rodziców.
Powtarzam to, co mam (zupełnie nieświadomie) zakorzenione.
O jak ja się zarzekałam, że nigdy nie będę taka jak mama i tata. Że nie będę robić tego i tego swemu dziecku.
A teraz? 
Robię i jestem zła potem na siebie.
 
Np. gdy T. miał ok 9-10 miesięcy i nie chciał jeść to potrafiłam mu wypomnieć, że ja tyle czasu stałam przy garach a on nie chce (bo wolał cyca), że są głodne dzieci w Afryce i nie mają takich frykasów.
To spadek po mojej Mamie. Jakby mnie jako dziecko i T. interesowały jakieś tam dzieci. I jaki jest związek między moim niejedzeniem a ich pustymi brzuchami? Nie wiem do dziś. Na szczęście ten problem przepracowałam i nie karmię swego Syna takimi kawałkami.  Nie chce to nie je, ale deseru też nie ma (jest na etapie, że całe jedzenie jest ble a on woli "ciato" <czytaj: ciasto>).
 
Inna sytuacja?
Gdy się zdenerwuję np. na Męża to jestem niemiła dla T. Wtedy wszystko robi nie tak a mnie wkurza czasami sama jego obecność. 
To mam akurat po Tacie- przenoszenie negatywnych emocji na kogoś innego. Pracuję nad tym usilnie, z różnymi efektami.

Czasem muszę zrobić coś szybko lub zwyczajnie nie chcę by mi Mały przeszkadzał. Wtedy zamiast iść i sprawdzić co chce (co zajmie mniej czasu) ja się denerwuję i nieraz krzyknę, że jest duży i musi się zając chwilę sam. Co kończy się jego płaczem i moimi większymi nerwami aż w końcu idę na odczep. Podobnie jak T. coś robi po raz n-ty i spokojne tłumaczenia nie pomagają. Potrafię wybuchnąć i generalizować "bo Ty zawsze się tak zachowujesz", "bo Ty nigdy mnie nie słuchasz" a to niesprawiedliwe bo T. jest przeważnie posłusznym chłopakiem. 
To też spadek po Mamie. Krzyczała na mnie i brata gdy się biliśmy (czyli 75% czasu), dokuczaliśmy sobie. Potrafiła odganiać się niemile gdy była zajęta. Nie umiała wytłumaczyć, że teraz jest zajęta ale za 15 min będzie miała czas, podobnie rzecz się miała z bijatykami.  

I choć kocham bardzo swoich Rodziców bo są cudowni (nie znam drugich takich, którzy by bez zastanowienia wyłożyli gotówkę na budowę domu, sfinansowali moje studia i to wszystko bez próśb z naszej strony) to za kilka rzeczy mam do nich żal. 
Do Taty głównie taki, że nie spędzał z nami czasu bo dużo pracował za granicą a jak przyjeżdżał to był zmęczony na spacery, nigdzie nie chciało mu się z nami iść bo uważał, że ojcostwo sprowadza się do utrzymywania swoich pociech, kochania ich i wtrącania się dopiero gdy są jakieś kłopoty. Ale jego nikt nie nauczył przytulania i okazywania miłości (Babcia nie miała czasu na przytulanie bo robota była, dziecko w beciku płakało aż się wypłakało, ale ona sama wzorca matki nie miała bo straciła matkę w wieku 3 lat a macocha to żywcem z bajki wstręciucha wyjęta). Chyba nie mogę go za to winić?
Do Mamy za to, że mnie demotywowała (a chce ci się jechać, a chce ci się to robić), może gdyby nie ona rozwinęłabym swoją dziecięcą końską pasję? Teraz też potrafi mnie tak "zmotywować" ale ja już się nie daję i mówię z uśmiechem, żeby nawet nie próbowała.
Wybaczyłam im te żale ale jednocześnie muszę pracować nad sobą. Żeby te negatywne obrazki nie wychodziły w moim codziennym życiu. 
 
Powiem Wam, że mi wychodzi. Syna karzę siedzeniem w kącie bardzo rzadko (zwykle dostaje 3 ostrzeżenia, które wystarczają), mam czas dla niego, staram się nie przenosić negatywnych emocji na niego, motywuję go do działania, chwalę, mówię codziennie, że go kocham, przytulam, rozmawiam, tłumaczę, staram się być cierpliwa i wyrozumiała.

Mam nadzieję być takim Rodzicem jakim byli dla mnie moi. Bo pomimo tych kilku rys są rodzicami bardzo cierpliwymi (na szczęście nie sprawdzałam tego za często :-) ), wspierającymi (może nie wszystkie moje pomysły, ale te dotyczące nauki, konstruktywne jak najbardziej tak), pomagającymi (o tym pisałam wyżej, Tata daje mi "kieszonkowe" tylko po to, żebym nie musiała dawać T. do żłobka, o tym, że wychowawczy jest bezpłatny wspominać chyba nie muszę?), dającymi poczucie bezpieczeństwa. Chciałabym móc zapewnić start swojemu dziecku przynajmniej w połowie taki, jaki zapewnili mi Rodzice.
Chciałabym by Syn wyniósł z domu bardzo pozytywny wzór rodzicielstwa. By był ojcem przytulającym, mówiącym kocham, cierpliwym, by tłumaczył a nie bił, troskliwym, radosnym i ponownie przeżywającym dzieciństwo razem ze swoimi dziećmi.

Czasem czuję i widzę, że wzorem rodzica jestem dla mojego Męża. 
Czuję się chwilami na cenzurowanym bo muszę uważać na swoje reakcje, słowa i czyny. 
Bo nieraz się przekonałam, że gdy Mąż nie ma pomysłu np. na złości dziecka to robi to, co podpatrzył ode mnie. A ja ideałem nie jestem i czasem robię nie tak jak trzeba a on potem te błędy powiela. Na szczęście rzadko się tak dzieje a jak się zadzieje to delikatnie Mężowi tłumaczę i się przyznaję do błędu.

A Ty skąd czerpiesz swój wzór rodzica?

1 komentarz:

  1. Ale Ty jestes wspaniała mama. Wiem bo widziałam.
    A rodzic bez błędów nie istnieje. Najważniejsze to sie na nich uczyć i wierzyć,że robimy dla naszej pociechy wszystko co najlepsze.
    Zdróweczka

    OdpowiedzUsuń